Polska Prowincja Świeckiego Instytutu Dominikańskiego z Orleanu

Moja droga do Instytutu


Dlaczego tu jestem? Z bardzo prostego powodu. Chcę naśladować Jezusa. Dzielić warunki innych ludzi. Pokazać współczesnemu człowiekowi, tak bardzo zagubionemu, wątpiącemu we wszelkie wartości, że chrześcijaństwo jest możliwe, że można żyć Bogiem będąc w świecie, że świętość nie jest zarezerwowana tylko dla duchowieństwa. Chcę wypełniać wolę Jezusa w zwykłym, szarym, codziennym życiu, będąc „dla świata, ale nie ze świata”.


Już od dzieciństwa pragnęłam służyć Panu Bogu. Ponieważ lekcje religii prowadziła Siostra Urszulanka, pomyślałam, że znajdę schronienie u bł. Urszuli. Bóg chciał inaczej. Na mojej drodze stawiał różnych ludzi, przede wszystkim samotnych, nie kochanych, potrzebujących pomocy, będących daleko od Kościoła. Byli to głównie alkoholicy i narkomani – ludzie, których trzeba było pokochać po to, by sami mogli siebie zaakceptować. Ale jak to zrobić, skoro do kościoła nie pójdą, na katechizację też nie, a szary habit to symbol jakże odległej doskonałości. Jest tylko jedno wyjście – trzeba z nimi być.

Którejś niedzieli, zupełnie przypadkiem, ks. Proboszcz powiedział mi o istnieniu instytutów. Zapytał, czy nie chciałabym spróbować. Odpowiedziałam, że mam już swoja drogę i nie chcę szukać innej. Ale w głębi duszy czułam, że to jest właśnie to. I tak się zaczęło. Kiedy po raz pierwszy pojechałam na spotkanie, „zobaczyłam” mój Instytut: skromny barak, obiad pod lipą, wokół dużo kwiatów. Rozmowa przy stole toczyła się po francusku, bo akurat przyjechała któraś z Instytutu z Francji. Pomyślałam: ”Boże, gdzie ja – dziewczyna ze wsi – wpadłam!?”

Dzisiaj dziękuję Bogu za drogę, na którą mnie wprowadził. Poza pracą zawodową zajmuję się tymi, z którymi zawsze chciałam być – alkoholikami. To oni uczą mnie jak kochać. Kiedyś poszłam z Tomkiem do kościoła. Klęczeliśmy przed tabernakulum. A on jak dziecko pytał: „Co mam Mu powiedzieć, bo nie wiem?” „Co chcesz; powiedz, że nie wiesz”. „Ale ja Go kocham”. „To powiedz Mu, że Go kochasz”. I łzy radości popłynęły z naszych oczu.

A kiedy czasem mam ochotę uciec od świata, zamknąć się w jakimś spokojnym klasztorze, to przypominam sobie słowa Andrzeja, kiedy wspólnie siedzieliśmy przy ognisku: „Jesteś nam potrzebna. Spójrz, oni ci tego nie powiedzą, ale każdy z nich zawdzięcza ci wiele”. Teraz rozumiem, że drogą do Boga jest człowiek, że zwykły gest, podanie herbaty, życzliwy uśmiech, czasami wysłuchanie, otarcie łez, których przecież tak dużo dzisiaj – ma sens. I może dlatego warto żyć.



© by Świecki Instytut Dominikański z Orleanu