Polska Prowincja Świeckiego Instytutu Dominikańskiego z Orleanu

Ślub posłuszeństwa - świadectwo świeckiej osoby konsekrowanej


Jestem członkinią Świeckiego Instytutu Dominikańskiego z Orleanu - od wielu lat. Minęły już „okrągłe” rocznice moich ślubów wieczystych, ale ciągle na nowo staram się zgłębiać tajemnicę swego powołania do życia konsekrowanego, w świetle rad ewangelicznych. Im dalej w życie - tym bardziej intensywnie jawią się odpowiedzi na wezwanie do czystości, ubóstwa i posłuszeństwa realizowanego w życiu świeckiej osoby konsekrowanej.

W dominikańskiej ceremonii składania ślubów: czystości, ubóstwa i posłuszeństwa - wypowiada się słowa tylko o posłuszeństwie Bogu oraz przełożonym. W tym jednym ślubie zawierają się wszystkie. Fakt „wyróżnienia” jakoby ślubu posłuszeństwa, mimo woli ukierunkowuje nasze życie ku naśladowaniu Chrystusa czystego i ubogiego, który był posłuszny Ojcu aż do szaleństwa krzyża.
Z perspektywy czasu spostrzegam, że w pierwszych latach obecności w Instytucie, dosyć często posłuszeństwo kojarzyło mi się z „podporządkowaniem się”: nie tylko wymaganiom zawartym w Konstytucji, ale też Odpowiedzialnej. Był to czas starania się o swoistą poprawność, zgodność ze stawianymi dyrektywami. Ale im dalej, tym bardziej docierały do mnie ewangeliczne wezwania do realizowania posłuszeństwa, które tworzy możliwość całkowitego uwolnienia się od siebie i ukierunkowania się na Chrystusa. W praktyce polega to na coraz głębszym poznawaniu Chrystusa posłusznego Ojcu i wprowadzaniu takiej postawy w życie codzienne. Na przykład w spotkaniu z Odpowiedzialną staram się przedstawić swoje życie wiary, modlitwy, pracę zawodową, relacje rodzinne, przyjaźnie - wszystko co jest moją codziennością - w sposób otwarty i przejrzysty. Jest to ważny element w realizacji ślubu posłuszeństwa. Po prostu staram się w ten sposób oddać wszystko kim jestem i co czynię - Chrystusowi. A Odpowiedzialnej powierzam to wszystko do wglądu, aby mogła, poprzez swoje zdanie, wyrazić Bożą wolę wobec mnie. Wierzę, i jestem o tym przekonana, że opinia lub wola osoby Odpowiedzialnej ma głębokie uzasadnienie dla moich decyzji, które mam podjąć w duchu posłuszeństwa. Zauważyłam, że im bardziej chcę „przeprowadzić” jakieś swoje patrzenie, tym trudniej jest przyjąć zdanie Odpowiedzialnej; ale też wiem, że takie sytuacje są dla mnie możliwością bycia posłuszną. Tu nie chodzi przecież o to, czy mi się to podoba, czy nie - ale o to, czy uwalniam siebie od siebie, lub też od innych uwarunkowań - aby naprawdę, tak jak Chrystus oddać wszystko i wypełnić wolę Ojca... Inaczej - jeśli chcę żyć w świecie po swojemu albo też wybiórczo traktować zakresy posłuszeństwa, to bez sensu jest wkraczanie na drogę życia konsekrowanego.

Na pewno nie jest to łatwe - ale Chrystus nie obiecywał łatwizny. Na pewno uwalnianie siebie od siebie jest zadaniem na całe życie. Trzeba też stale pytać siebie nie tylko o to, ile już oddałam siebie dla Chrystusa, ale... ile jeszcze zatrzymałam siebie dla siebie. Czasem bardzo niewielki drobiazg, na przykład pragnienie nie dopowiedzenia czegoś, ukrycia, pominięcia - takie małe „coś” może mnie zniewalać i... tarasować przejście ku Chrystusowi. Moje posłuszeństwo - to pragnienie i dążenie do tego, aby tak jak Chrystus dać się przybić do krzyża, być unieruchomionym, całkowicie wewnętrznie przylgnąć do krzyża, aby niczego nie móc czynić według własnej woli. Dopiero wtedy Bóg może w pełni przeprowadzić Swoją wolę. Realizacja ślubu posłuszeństwa daje taką właśnie możliwość, a tą możliwością jest codzienne, zwyczajne życie...


© by Świecki Instytut Dominikański z Orleanu